środa, 30 lipca 2014

spokój w wakacje. wakacje na spokój.

ciemna noc za oknem. świeci mi trochę księżycem i trochę ekranem po oczach. w głośniku mam ulubiony kawałek, a za ścianą mam ulubionego syna. śpiącego.

cały czas coś się zmienia. poprawiają się moje relacje z matką. aż strach pisać, że takie dobre, że takie potrzebne.
od ojca mam takie pytanie przez telefon, że mrożenie krwi w żyłach to przy tym jakiś pikuś.

dwa lata temu płacząc gdzieś w kącie nie myślałam, że dziś będę pewna swojego zdania. że jak widzę czarne, to dam się pokroić, za to, że tak właśnie jest. potrafię się połamać jak cieniutka zapałka, ale też i podpalić. i płonąć miłością do pracy różnej. tej pisanej. tej czytanej. tej klejonej z papieru.

nadal nie wiem co będzie dalej. nawet nie umiem sobie tego wyobrazić, zaplanować, a nawet zamarzyć.
wiem jednak jak bardzo ważna jestem dla siebie. mój spokój, taki w najgłębszym środku. to jego karmię witaminami, owocami. zapijam wodą. dla niego jadę rowerem i robię przysiady. dla niego? czyli dla siebie. dla siebie? czyli po prostu dla mnie? staram się porzucać te myśli o byciu ważną dla dziecka. bo jestem. bo będę. ale dla siebie chcę. chcę.
o miłości nic nie napiszę, bo zawsze jak napiszę to coś się pieprzy, albo układa wspak. albo pojedzie pijanym wężykiem wprost do złości.